Świat oddycha sam sobą. Sam siebie zaprasza do tańca we własnych wnętrznościach nucąc epitafium. Później czarne złoto dotarło do Jemenu i zostało sypnięte z ręki arabskiego kupca na handlowy stół kolonialnych władców świata, którzy stworzyli fundamenty pod Konsorcjum Kotleta i Parówy. Ludzki mózg odkrył nowy żywszy stan. Stan pobudzenia, a dodając jeszcze cukier – wymiar stymulacji. Ojcowie dominacji mieli kolejny obok wielu innych rytuał ze starannością przygotowywany przez ich niewolników, których zakutych w kajdany taszczyli na swoich brudnych żaglowcach do wybrzeży Nowego Wspaniałego Świata. Oto jest! Nawet dla nas – pionków na szachownicy uwarunkowań gdzie niewidoczne paluchy wciskają przycisk zegara i wykonują kolejny ruch o którym dowiemy się dopiero kiedy obecna rozgrywka dobiegnie końca. Kto gra? Z kim? To pewnie zależy, jednak o co – to już raczej wiadomo…
O więcej. Zawsze więcej. Nawet jak jest już mniej, to i tak więcej. Więcej. Jest trochę – mało. Jest więcej – mało. Jest dużo – a jednak mało. Zawsze zastanawiała mnie ta część ludzkiej natury – ta ambitna, ekspansywna, ta ciągle głodna i spragniona. Kawa pojawiła się w stolicach europejskich na połyskujących stolikach klubów burżuazji i salonach elit. W XVII wieku korporacyjny moloch tamtych czasów czyli Kompania Wschodnio-indyjska rozpowszechniła w Europie ten arabski napój. Na temat praktyk Kampanii jest obecnie bardzo dobry serial „Tabu” polecam gorąco do porannej kawki. Jak grzyby po deszczu wyrastały kawiarnie serwujące spragnionym wrażeń Europejczykom używkę o egzotycznym smaku i aromacie. Zażarło. Zasmakowało. W XIX wieku już była jednym z bardziej dochodowych i opłacalnych towarów goszczących w ładowniach statków. I obecnie porównywalne jest to z handlem ropą.
Jak czasem sącząc przy fejsiku małą czarną wydaje nam się, że mamy problemy „egzystencjalne” to taki rolnik z pewnością opowiedziałby nam cóż to znaczy żyć w miejscu gdzie problem to permanentny brak tych banalnych dla nas spraw jak edukacja, opieka zdrowotna czy ubezpieczenie czy wreszcie głód. Przypomina mi się Jezus wypędzający kupców z świątyni – bowiem podstawowym problemem są handlarze – ludzie, którzy nic nie twarzą a zarabiają na pracy innych i w wypadku etiopskich rolników jak i kilkadziesiąt milionów robotników tej branży – to właśnie handlarze skupują i sprzedają tak że w rezultacie pierwotna kawa zmienia kilkadziesiąt razy właściciela zanim my jako konsumenci Legolandu otworzymy to próżniowe opakowanie by poczuć ten boski aromat palonej kawy. Z całej tej operacji nasz biedny rolnik może otrzyma pięć procent z tego co my oddajemy handlarzom w formie pośredników jak i całej podatkowej maszynerii w jakiej tkwimy. Czerpanie zysków z tworzenia ograniczeń. Od lat osiemdziesiątych zyski zostały podwojone a takie kolosy spożywcze jak Nestle, Kraft czy Sarah Lee osiągnęły niebotyczne zyski z worków kawy i kiedy poprzez szereg działań udaje im się obniżyć ceny drobnych producentów zysk jest gwarantowany bowiem poziom cen na zachodnich rynkach pozostaje bez zmian. Na największych giełdach Gastropolis jak ta w Londynie czy Nowym Jorku sprawy mają się jak najlepiej w kwestiach notowań tego ukochanego przez cywilizację 3D stymulantu. Rolnicy próbują sobie pomoc poprzez zakładanie spółdzielni czy kooperatyw, aby uniezależnić się od sektora bankowego, który w ich wypadku i jak wiemy w większości innych jest niczym więcej jak zwykła lichwą wykalibrowaną tak by procent pożyczki pod nawozy i pracowników przed zbiorami był wystarczająco korzystny dla bankowego big maka. Generalnie tego typu praktyki to jest praktycznie standard w Królestwie 3D gdzie jak wiemy Profit – jest magicznym zaklęciem i mantrą Kwadratowych Magów z spod berła Gastropolis.
Ktoś traci by ktoś mógł zyskać, a zysk ten jest wypadkową zachłannego „inteligentnego” łapczywego mózgu. Nie chodzi o organ, chodzi o metaforę. Generalnie uzależnienie jest najlepszym biznesem, podobnie jak choroba. Ciężar egzystencji w postaci naszych uwarunkowań i ułomności stanowi dochodową sferę przychodów dla tych, którzy w coraz bardziej cyniczny sposób dociskają śrubę. Próbujemy sobie pomóc, czy w jakiś sposób zaradzić poprzez koncepcję i praktykę „fair trade” czyli tak zwany sprawiedliwy handel. Na czym to polega? Polega to na tym, że powstają firmy handlowe, które w zamian za dobrą i względnie atrakcyjną cenę kupują od rolników ich towar – jednak wymagają by dbali oni o środowisko, nie zatrudniali dzieci, czynili ukłon i dawali wsparcie lokalnym społecznościom i przestrzegali praw człowieka. Ceną jest cena dla ostatecznych indywidualnych konsumentów, którzy świadomie decydują się zapłacić więcej mając jednak świadomość, że wspierają bardziej ewolucyjną formułę niż tzw: „korporacyjna”. W praktyce jednak różnie to bywa, czasem taki certyfikat jest tylko etykietą pod którą kryje się to samo, podobny schemat jest z tą reklamówkową ekologią w hipermarketach i zielono brązowe oprawy i identyfikacje wizualne zrobione tylko dla PR-u.
Mamy strony o sprawiedliwym handlu, powstaje wiele organizacji zaczynając o tych, które informują, a kończąc na tych w „terenie”, które wykonują realną pracę zmierzającą po pierwsze do poprawy losu pracowników w tzw „trzecim świecie”. Jest tak tendencja, której ludzie ulegają, że te wszystkie działania nic nie znaczą wobec tego korporacyjnego kolosa podpiętego pod każdy aspekt naszego życia, a takie aktywności to jakieś fanaberie ludzi wyhodowanych na dobrobycie zachodnich społeczeństw, których potęga została stworzona na kolonialnym układzie wpływów. Z jednej strony to prawda, jednak z drugiej w moim odczuciu chodzi o zachowanie w nas (ludzi zaangażowanych w bierną rolę konsumenta i wyborcy) dobrych ludzkich jakości. Istnieje część globalnej społeczności, która się zmienia i do tej zmiany dąży, bowiem w części nas następują szybkie zmiany paradygmatu uczestnictwa w procesie życia i w coraz większym stopniu stajemy się świadomi współzależności całego procesu życia, a z tego punktu widzenia fundamentalne jest dbanie o środowisko naturalne, które jest podstawą naszego przetrwania. W moim odczuciu obecna radykalizacja postaw zachowawczych i zorientowanych na „narodowo – religijne” fantazje w obliczu zmian środowiska i narastających problemów z klimatem i zaburzeniami całego życia biologicznego – to rodzaj niepoczytalności, znów zogniskowany jedynie na ego. W 2007 roku dwa kraje – Szkocja i Walia rywalizowały ze sobą o tytuł pionierów jako kraje, których model biznesowy opierać miał się na sprawiedliwym handlu za sprawą stworzenia pod tym kontem przepisów prawa handlowego przyjaznego dla Fair Trade. Wracając do kawy to w Warszawie jest palarnia kawy Java Coffee Company, która ma certyfikat dla kawy z Etiopii gwarantujący przestrzeganie wszystkich wymogów sprawiedliwego handlu. Dobrze, żeby w biznesie poklask był widoczny nie tylko w tzw. „zaradności” i „skuteczności”, ale przede wszystkim w świadomości.
A jeżeli chodzi o właściwości to kawa doskonale przeczyszcza organizm. Ma naturę gorącą i ogrzewającą, działa także moczopędnie. Jest to substancja pobudzająca i wypłukuje minerały i wapń z organizmu – wysusza z powodu swojej gorącej natury i zawiera sporo kwasów co negatywnie wpływa między innymi na jelito cienkie. To stymulant wspierający pracę mózgu. Ma też szereg pozytywów: jest dobra na zatrucia alkoholowe i przedawkowanie narkotyków, a w medycynie naturalnej stosowano ją też jak lekarstwo na migreny, astmę, żółtaczkę. Jest bardzo dobra by zneutralizować ociężałość po tłustych i ciężkostrawnych pokarmach. Jest używana jako przeczyszczający środek w lewatywach oraz jako środek do zastosowań zewnętrznych na ukąszenia, obrzęki i siniaki.